Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmawia modły cichym szlochem
Za umarłych zapomnianych,

Naraz zahuczało w grobie
Stare próchno słupów grzmi, —
Złote berło, tu w żałobie
Już plus ultra z Wschodu lśni.


— Niestety, berła tego szukał nie na Wschodzie, lecz na Zachodzie. Jego blask zostanie przyćmiony i kości prawnuka, który zginie po krótkim śnie o cesarstwie, nie zostaną złożone w królewskich grobowcach, tylko zgniją w dole jakiejś meksykańskiej miejscowości. Daj Boże, abym był fałszywym prorokiem! Ale dosyć z tem! Oto nadchodzi ktoś, kto, zdaje się, chce z panem pomówić.
Był to Antoni Unger, Piorunowy Grot. Obejrzał się dokoła badawczo i zapytał:
— Jak długo to potrwa, panie doktorze?
— Zapewne dwa dni.
— Ach! A hacjenda del Erina?
— O tem pomówimy później, mój drogi.
Unger bawił się rewolwerami.
— Dopiero później? Czy nie lepiej już pomówić? Słyszałem od Apaczów, że Cortejo zbiegł.
— Tak, niestety.
— Pojedzie do hacjendy; tam jest jego córka. Czytaliście jej list, znaleziony u przywódcy. Słyszał pan także słowa konającego. Jestem niespokojny o teścia. Nie mogę czekać dłużej; jadę do hacjendy.

62