Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sternau się przeraził.
— Co pan zamierza? Drogi są obwarowane Francuzami. Schwytają pana!
— Nie sądzę. Pojedzie ze mną Bawole Czoło. Zna wszystkie dróżki; nikt nas nie spotka.
— Dobrze. Przypuśćmy, że szczęśliwie dotrzecie do celu, a co później?
— Uwolnimy hacjendera.
— Wy obaj?
— Tak. Chodź pan ze mną do Bawolego Czoła.
Unger wrócił po deskach na ląd; Sternau szedł za nim. Na brzegu stali Bawole Czoło i Niedźwiedzie Serce. Miksteka podszedł do nich i zapytał Ungera.
— Co zamierza czynić Władca Skał?
— Radzi mi czekać.
— Dosyć długo czekaliśmy!
— Więc mój brat Bawole Czoło chce także pójść do hacjendy — zapytał Sternau.
— Tak — odparł zapytany. — Jestem wolnym Indjaninem, wszelako hacjenda owa była ojczyzną dla Karji, mojej siostry; sennor Arbellez był moim przyjacielem i bratem. Jadę go ratować.
Słowa te i ton, którym zostały wypowiedziane, przekonały Sternaua, że Indjanin postanowił bezwzględnie wcielić je w czyn. Wiedział, że niezłomność Indjanina oprze się wszelkim namowom.
— Ale w jaki sposób zamierza mój brat ratować Arbelleza? Okolica jest pełna Francuzów.
Twarz Miksteki wyrażała lekceważenie.
Bawolo Czoło kpi sobie z Francuzów!
— Ale jest ich wielu.

63