Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O tem później. Teraz niech mi pani powie, czy wierzysz, że jestem bogaty?
— O, wszak nie jesteś właścicielem tych skarbów. Należą do państwa.
— Do państwa? Niech się pani nie ośmiesza! Do kogo należy państwo? Do Juareza, do Pantery Południa, do Maksymiljana Austrjackiego i do Francuzów? Do jednego z nich, do żadnego z nich, czy do wszystkich razem? Czem jest wogóle państwo? Czy Meksyk jest państwem? Meksyk jest bez pana, jest siedliskiem anarchji i każdemu wolno wziąć sobie, co mu wpada do ręki.
Emilja wiedziała, że Hilario nie ma racji, ale nie mogła mu się sprzeciwiać.
— Nie chcę panu przeczyć — rzekła.
— Więc uważa mnie pani za właściciela tych skarbów?
— Tak.
— No, teraz pytam panią, czy chcesz być ich właścicielką.
Spoglądał na nią z oczekiwaniem. Czyżby miała zostać żoną tego człowieka? To śmieszne! Ani przez chwilę nie wpadło jej na myśl wiązać swoje młode życie z tym starcem. Ta ofiara wprawdzie wtajemniczyłaby ją w sekrety Hilaria. Ale czyż nie mogła ich osiągnąć inną drogą? Było wiele takich możliwości. Należało się zastanowić. Przedewszystkiem chciała zyskać jak najwięcej czasu.
— Czy muszę się natychmiast zdecydować? Taki krok wymaga namysłu. Nie może mi pan brać tego za złe.

140