Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ruszek czuwał przy swojej armacie, nasłuchując każdego szmeru.
W oknie, na prawo od wejścia, stał Apacz; w oknie lewem zaś wódz Miksteków. Obydwaj mieli strzelby w ręku i patrzyli w ciemność badawczo, przenikliwie. Po raz drugi odezwało się rechotanie żaby; i w tej samej chwili zawrzało przy murze, jak w ulu. Dwieście głów wychyliło się z poza niego, dwieście ciemnych, zręcznych postaci zeskoczyło na podwórze. Pięćdziesięciu zebrało się właśnie, aby wtargnąć do domu. Wtedy Apacz przyłożył swą strzelbę do ramienia i zawołał:
Ankhuan selkhi no-khil — Ognia!
Wypalił. Ledwie padł jego strzał, Emma i Karja przyłożyły lonty do prochu, tak, że odrazu zapłonęły cztery ognie, oświetlając jaskrawo cały teren walki. Indjanie stanęli jak wryci.
Stary Franciszek zobaczył teraz pięćdziesięciu zbitych na kupę wrogów; stali w odległości zaledwie piętnastu metrów. Wypalił więc ze swego działa. Skutek strzału był straszny. Skłębione postacie wiły się po ziemi. Franciszek wystrzelił raz jeszcze. I tym razem pocisk nie chybił. Strzelano z innych armat, ze wszystkich okien, z ganku; wtem... zatrzeszczało coś woddali. Łuna oblała horyzont. Po chwili słyszeć się dało rżenie i parskanie setek przerażonych koni, które rzuciły się do panicznej ucieczki, aż ziemia zadrżała pod kopytami.
Komanczowie wydawali okrzyki bezsilnej furji. Byli bowiem wszyscy jasno oświetleni i tworzyli cel zupełnie wyraźny. Pokoje stały ciemne, o strzelaniu nie mogło być mowy. Nie spodziewał się wróg takiego przyjęcia;

106