Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niemal w pierwszych minutach był zdziesiątkowany. Pozostała jedynie ucieczka...
Nie ustępował tylko Czarny Jeleń. Wzywał swych ludzi, by nie uciekali — napróżno! Rzucił jeszcze okiem na plac walki: trup na trupie! Widząc, że wszystko zgubione, i on postanowił się cofnąć. W chwili, gdy przełaził przez mur, zobaczył go Apacz i zawołał:
— Arika-tugh, Czarny Jeleń!
Nie mógł, niestety, Niedźwiedzie Serce zgładzić wroga, bo w strzelbie zabrakło naboi.
— Czarny Jeleń! — zawołał raz jeszcze, odrzucając strzelbę i wyciągając z za pasa tomahawk. — Czarny Jeleń pokazuje wrogowi plecy!
Po tych słowach zeskoczył z okna, przebiegł przez podwórze, przesadził mur.
— Niechaj Czarny Jeleń się wstrzyma! — zawołał do uciekającego. — Woła go Niedźwiedzie Serce, wódz Apaczów. Czy wódz Komanczów będzie uciekał przed nim?
Usłyszawszy te słowa, zatrzymał się Arika-tugh.
— Tyś Niedźwiedzie Serce? — Podejdź więc bliżej, a oddam twe wnętrzności sępom na pożarcie!
Zwarli się, walcząc tylko na tomahawki. Niebawem się okazało, że Niedźwiedzie Serce ma przewagę nad przeciwnikiem. Ale... oto zbliżyła się jakaś postać ze strzelbą w ręku: to hrabia Alfonso!
Hrabia został za murem; nie miał ochoty nastawiać karku na strzały. Czekał wyniku walki. Widząc zapasy dwóch wodzów, podszedł do nich i ztyłu uderzył Niedźwiedzie Serce kolbą w głowę tak mocno, że zwalił się na ziemię wódz Apaczów. Czarny Jeleń

107