Strona:Karol May - Szut.djvu/537

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   507   —

nigdy żaden chrześcijanin. Przebacz mi! Ręka twoja działa na mnie dobrze, jak ręka proroka. Pragnąłem krwi, a ty miłości. Ja przelałem zato dużo własnej krwi, a ty utraciłeś Riha. Zbierać jednak będziesz miłość samą odemnie i od mego plemienia!
Potem zasnął.
Dopiero w cztery tygodnie przyszedł do siebie o tyle, że mogliśmy ruszyć w dalszą drogę i jechać powoli w krótkich dziennych odstępach.
Haddedihnowie nie przyjęli nas radośnie. Amada el Ghandur zasypano wyrzutami, które tak wziął sobie to do serca, że złożył dobrowolnie godność szejka. Oddano ją jednogłośnie Malekowi, byłemu szejkowi Ateibehów, a dziadowi Hanneh. Po jego śmierci zostanie mój hadżi Halef Omar szejkiem Haddedihnów. Darowałem mu obydwa perskie konie, co uszczęśliwiło go bardzo.
W trzy dni potem wyruszył Anglik, którego Omar Ben Sadek chciał z oddziałem Haddedihnów odprowadzić do Bagdadu, pożegnawszy się ze mną temi słowy:
— Bardzo chętnie zostałbym tu z wami dłużej, ale wasza droga prowadzi do Damaszku, a ja muszę odbyć drogę, którą sobie wyznaczyłem. Jesteście mym najlepszym przyjacielem, ale mimo to strasznie głupim człowiekiem! Gdybyście byli wówczas sprzedali Riha mnie, byliby go teraz nie zastrzelili. Well! Mam jednak nadzieję, że się spotkamy niedługo. Życzę wam, żebyście byli zawsze zdrowi, a w podróży do Damaszku dostali takiego guza alepskiego, jak ja podówczas. Yes!
Nazajutrz i ja odjechałem. Wojownicy haddedihńscy towarzyszyli mi pół dnia drogi jako straż honorowa. Halef i jego syn odprowadzili mnie dalej i rozstali się ze mną dopiero po drugiej stronie Dżezireh.
— Zihdi, mój drogi, kochany zihdi, odchodzi odemnie pół życia; druga połowa należy do mojej żony Hanneh i do mego syna Kara Ben Halefa — rzekł hadżi, wycierając sobie oczy. — Niechaj Bóg będzie z tobą... zawsze... i... ja... ja nie mogę dalej... dalej mówić!
Szlochając głośno, zawrócił konia i odjechał cwa-