Strona:Karol May - Szut.djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   454   —

— Czy byliście przy tem panie, gdy go zabito?
— Tak.
— Czy mogę się dowiedzieć, jak to było? Wszakże był moim gościem.
Halef pochwycił oczywiście zaraz sposobność, by zabłysnąć talentem narratorskim. Zabrał natychmiast głos, aby zdać sprawę z dnia śmierci Mohammed Emina.
Nasi zacni gospodarze robili znowu, co mogli, aby uprzyjemnić nam pobyt w swym domu. Obdarzyliśmy ich więc znowu sowicie przy rozstaniu.
Około południa dostaliśmy się na słynną drogę Szamian, łączącą Sulimanię z Kirmanszah i przeszliśmy rzekę Garran. Nazajutrz rano przybyliśmy w pobliże Dialahu, nad którego brzegiem zginął wówczas Mohammed Emin. Ponieważ sprawdziło się moje przypuszczenie, że Bebbehowie odwiedzają groby współplemieńców, należało być nadzwyczajnie ostrożnym. Mogli się już tu znajdować, gdyż dziś właśnie był jedenasty haziranu, a nazajutrz rocznica owej zwycięskiej, ale dla nas tak nieszczęśliwej zarazem, walki.
Nie chcąc Halefowego chłopca wystawiać na niebezpieczeństwo, pojechałem sam przodem, a reszta musiała postępować za mną pojedynczo. Wytężałem wzrok, ale nie zauważyłem ani śladu ludzkiej istoty. Stanęliśmy bez przeszkody na miejscu, gdzie podówczas zatrzymaliśmy się byli w południe. Jak wtedy, mieliśmy z jednej strony rzekę, a z drugiej łagodne wzgórza, porosłe jaworami, dereniami, klonami i kasztanami. Przed nami wznosił się grzbiet skalisty, którego szczyt poszarpany przypominał ruiny starego zamczyska.
Towarzysze zaraz chcieli się udać na miejsce walki, ale nie dopuściłem do tego, chcąc wpierw zbadać teren. Musieli się więc zatrzymać, ja zaś zsiadłem z konia i jąłem się skradać w tym kierunku. Przybywszy na miejsce, nie znalazłem także najmniejszego śladu. Ale zastanowiła mnie wysokość rosnącej tu trawy i dlatego powiedziałem, wróciwszy do towarzyszy:
— Radzę nie iść na miejsce walki. Trawa tam tak