Strona:Karol May - Szut.djvu/469

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   441   —

— Tak jest. Ośm lat minęło od tego czasu, a dotąd nikt jeszcze nie był na jego grobie, aby tam z przyjaźni i pokrewieństwa odmówić modły. To mi spokoju nie daje. Chcę pójść w góry, aby spełnić swój obowiązek, a szczep postanowił, żeby towarzyszyła mi pewna liczba dzielnych wojowników. Pragniemy, żeby nabożeństwo odbyło się w sposób, godny tak sławnego szejka. Ja i dwudziestu ludzi mieliśmy wyruszyć już dziś po południu w czasie asru i dlatego obchodziliśmy wczoraj do późna w noc uroczyste pożegnanie. Znużeni tem strażnicy umożliwili tym psom Abu-Ferhanom kradzież dwu najlepszych koni. Teraz przyjechaliście wy, a gościnność nakazuje pozostać z wami. Jednak życzymy sobie gorąco w dzień śmierci szejka być na jego grobie. Poradź nam, który z tych dwu obowiązków mamy spełnić.
— Ten, który postanowiliście przedtem — odpowiedziałem krótko i z naciskiem.
— Powiadasz, że powinniśmy się udać w góry? W takim razie zostaną tu z wami tylko zwyczajni wojownicy, którzy nie zdołają uprzyjemnić wam pobytu.
— Mylisz się co do tego. Będziemy mieli z sobą najlepszych ze szczepu, a mianowicie was.
— Nas? Jakto?
— Pytasz jeszcze? Czyż Mohammed Emin nie był mi najlepszym przyjacielem i bratem? Czyż nie walczyliśmy obok siebie przeciwko nieprzyjaciołom Haddedihnów? Czyż nie radowaliśmy się wspólnie, mnie narażaliśmy się na smutki, niebezpieczeństwa i niedostatek? Czy nie zraniono mnie w tym samym dniu, w którym go Allah powołał do siebie? Czy nie pochowałem go i nie odmówiłem sury zmartwychwstania? Czy nie przysługuje mi prawo stanąć z wami nad jego grobem? Czy nie jest mym obowiązkiem odwiedzić drogiego przyjaciela, który obsypał mnie tylu dowodami miłości?
— Emirze, chcesz nam towarzyszyć? — zawołał radośnie Amad el Ghandun.
— Tak. Spodziewam się, że pozwolicie na to!
— Allah, co za pytanie! Czy pozwolimy! Nie śmie-