Strona:Karol May - Szut.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   316   —

żnemu krokowi z ich strony. Gorączkowy hadżi mógł jakim czynem gwałtownym sprowadzić niebezpieczeństwo na siebie i towarzyszy.
— Obrona jest zbyteczna — odrzekłem. — Nic wam złego nie zrobią. Tylko spokojnie i ostrożnie!
— A ty nadejdziesz także?
— Powiedziałem tak tylko, żeby zwieść Szuta. On będzie wam towarzyszył przez jakąś część drogi, a potem zniknie z pewnością. Następnie uda się do szybu, aby poukrywać obydwu więźniów. Może ich pozabija. Ja tymczasem pojadę z gospodarzem do sztolni i zetknę się tam z Szutem.
— Ty sam? To zbyt niebezpieczne. Weź mnie z sobą.
— Nie, to wpadłoby w oko. Nie wchodźcie jednak do szybu, gdybyście go znaleźli. Kto wie, w jaki sposób Szut postara się o to, żeby was tam nie wpuścić. Bądźcie uprzejmi dla ludzi, żebyście ich nie rozgniewali na siebie, nie czyńcie wogóle niczego, póki przy was nie będę.
Zgromadziło się już sporo ludzi, a było do przewidzenia, że się liczba ich jeszcze powiększy. Gdy z Kolamim wzięliśmy broń towarzyszy, otoczono ich razem z Szutem i orszak ruszył.
Zarządziłem teraz z gospodarzem, co należało, pośpieszyłem do mostu i wsiadłem do łodzi. Gospodarz nadszedł wkrótce z dwoma parobkami. Oni wiosłowali, on usiadł na dziobie łodzi, a ja u steru.
Chociaż zmierzaliśmy na lewy brzeg, mimo to skierowałem łódź ku prawemu, bo prąd nie był tam tak wartki. Znalazłszy się naprzeciwko wymienionego miejsca, zawróciłem na lewo.
Teraz musieli parobcy wytężyć wszystkie siły, aby nie dać się zepchnąć rwącym nurtom. Wiosła gięły się i groziły pęknięciem, ale na to mało zważałem, najbardziej niepokoiłem się tem, czy rzeczywiście wejście do sztolni będzie tam pod roślinną zasłoną.
Znajdowaliśmy się nieco powyżej. Teraz kazałem łódź puścić z wodą i zwróciłem ją wprost na otwór.