Strona:Karol May - Szut.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   302   —

— Tak jest, dwa chcemy sprzedać, ale to nie jest właściwy powód naszego przyjazdu. Wyglądasz na człowieka godnego zaufania, dlatego nie będę przed tobą taił, że zamierzam zaskarżyć Kara Nirwana.
— Zaskarżyć? O, to postanowiliście rzecz, niełatwą do osiągnięcia. Ci, do których będziecie musieli się zwrócić, to wszystko jego przyjaciele. Czy winien ci pieniądze?
— Nie, chcę go pociągnąć do odpowiedzialności za pewną zbrodnię.
Na te słowa podniósł się Kolami szybko na siodle, zatrzymał konia i zapytał:
— Uważasz go za zbrodniarza?
— Tak.
— Cóż on takiego popełnił?
— Morderstwo, nawet wiele morderstw i grabieży.
Na to poczerwieniała mu twarz i oczy zabłysły. Położył mi rękę na ramieniu i odezwał się w te słowa:
— Panie, powiedz, powiedz, czy nie jesteś przypadkiem muchbyrem[1] padyszacha?
— Nie. Pochodzę z obcego kraju i teraz tam powracam. Przedtem jednak pragnę zobaczyć ukaranie człowieka, który razem ze swymi stronnikami godził kilkakrotnie na nasze życie. Jest nim właśnie wspomniany Pers.
— Allah hakky! Czy dobrze słyszę? Czy to być może? Miałżebym znaleźć nareszcie człowieka, który tak samo o nim myśli, jak ja?
— Więc ty go także uważasz za złoczyńcę?
— Tak, ale o tem trzeba milczeć. Wymówiłem raz tylko słówko i omal tego życiem nie przypłaciłem.
— Dlaczego podejrzewasz Persa, że to zły człowiek?

— Bo mnie ograbił, kiedy raz byłem w Perserinie po pieniądze. Spotkał się tam ze mną i dowiedział, że mam przy sobie pełną sakiewkę. W drodze napadło na mnie czterech ludzi z zasłoniętemi twarzami i ode-

  1. Członek tajnej policyi.