Strona:Karol May - Szut.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   301   —

— Z przyjemnością. O cóż wam chodzi?
— Najpierw chcielibyśmy się dowiedzieć, do kogo tam można zajechać.
Miałem zamiar stanąć u oberżysty Kolamiego, o którym wspominał alim, nie zdradziłem się z tem jednak, chcąc przedtem usłyszeć coś o chanie Szuta.
— W Rugowej są dwa chany — objaśnił. — Większy należy do Persa, imieniem Kara Nirwan, a znajduje się już za tą miejscowością, gospodarz drugiego, leżącego tuż przy moście, nazywa się Kolami.
— Którybyś nam polecił?
— Żadnego. Pozostawiam wybór wam samym.
— Co to za człowiek ten Pers?
— Bardzo poważany. Mieszka się u niego bardzo tanio i dobrze. Ale Kolami także stara się zadowolnić swoich gości, a jest jeszcze tańszy od Kara Nirwana.
— Czy ci oberżyści są przyjaźnie usposobieni dla siebie?
— Nie, to wrogowie.
— Dlaczego?
— Tylko z osobistej niechęci. Niema w tem zemsty, gdyż nie zrobili sobie nawzajem nic złego, ale Kolami nie cierpi Persa i nie dowierza mu.
— Czemu?
— Nie żądajcie odpowiedzi odemnie. Wam, jak o obcym, jest to z pewnością obojętne.
— W takim razie zatrzymamy się u Kolamiego.
— Będzie mu bardzo przyjemnie przyjąć takich gości, ale nie odradzam wam Kara Nirwana, gdyż tego nigdy nie czynię. Jestem właśnie Kolami.
— Ach tak! Wobec tego rozumie się samo przez się, że zamieszkamy w twoim domu.
— Dziękuję uprzejmie. Jak długo pozostaniecie w Rugowej?
— To się nie da z góry oznaczyć. Przybywamy tu w pewnym celu i nie wiemy, kiedy się załatwimy.
— Może interes, sprzedaż koni? W takim razie musielibyście udać się także do Persa, jako handlarza. Widzę, że macie trzy zbędne konie.