Strona:Karol May - Szut.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   89   —

— Tak. Są jednak myśliwi, którzy idą na niedźwiedzia tylko z nożem w ręku.
— Czy to możliwe?
— Rozumie się. Ale do tego potrzeba zimnej krwi, siły fizycznej i pewnego uderzenia. Jeśli nóż nie trafi w serce, to zwykle już po człowieku. Rusznicą można niedźwiedzia położyć trupem rozmaicie. Ja nie strzelam jednak nigdy z wielkiej odległości. Najlepiej posuwać się ku niemu ze strzelbą, złożoną do strzału. On podnosi się zwykle na przyjęcie Strzelca. Na dziesięć kroków strzela się pewnie w serce. Ponieważ zwykle roztwiera przytem paszczę, przeto łatwo mu wpakować kulę w mózg przez podniebienie. Lecz nawet wówczas, gdy runie, należy zachować ostrożność. Zanim się pochylisz na powalonym niedźwiedziem, musisz się dokładnie przekonać, czy rzeczywiście zabity.
Pouczyłem towarzyszy pobieżnie o tem umyślnie, bo spodziewałem się jeszcze tego wieczora spotkać z niedźwiedziem.
Wtem wrócili obydwaj mężczyźni, a kobieta została przy chorym. Handlarz węgli zapytał:
— Co miałeś ze mną pomówić o koniu?
— Chciałem się dowiedzieć, czy wszystko mięso zamierzasz zużytkować dla siebie.
— Tak. Zachowam je sobie.
— To weź, co lepsze, a gorsze kawałki sprzedaj mnie.
— Tobie? Na co?
— Dla niedźwiedzia.
— O! On dość już zjadł. Chcesz go jeszcze obdarzyć za to, że mi zniszczył konia?
— Nie; to nie będzie podarunek. Nie wiesz, czy ten drapieżnik grasuje już dłużej w tych stronach?
— Nie widziałem zeń jeszcze ani śladu. Sąsiedzi mieszkają tu zdala od siebie, ale jeżeliby już kiedy dokonał takiego rabunku, to byłbym słyszał o tem napewno, gdyż jako handlarz odwiedzam często te miejscowości.
— Więc jest tu obcy i nie zna jeszcze sposobności do łatwego zaspokajania apetytu. Dlatego sądzę, że dziś