Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzyły wolne miejsce, gdzie właśnie płonęło ognisko. Obaj jeźdźcy ujrzeli trzy osoby, których twarze z powodu odległości trudno było rozpoznać.
— Jest ich tylko trzech, my zaś szukamy czterech, — rzekł Winnetou. — Zanim spostrzegą nas, powinniśmy się przekonać, czy to ci, których szukamy.
Zeskoczył z konia; Shatterhand poszedł za jego przykładem.
— Wystarczy, że ja sam pójdę, — powiedział Shatterhand.
— Dobrze. Winnetou poczeka.
Ujął konie za cugle i zbliżył się do skały. Old Shatterhand podkradł się ostrożnie, poczem pełzał od drzewa do drzewa, aż położył się pod ostatniem i mógł oglądać trójkę z całym spokojem. Mógł nawet ich podsłuchać.
Był to Długi Davy z Wohkadehem i Marcinem Baumannem. Negra Boba nie było. Poczciwy murzyn zapłonął prawdziwym zapałem do przygody i odczuwał doniosłość swojej osoby. Przeto po wieczerzy podniósł się i oświadczył, że będzie dbał o bezpieczeństwo swego młodego massa i obu pozostałych massers. Napróżno Davy perswadował, że nie jest to konieczne.
Aliści zamiast strzec wejścia do wąwozu, skąd jedynie mogło im coś grozić, stanął we wprost przeciwległym kierunku. Tu nie zauważył

111