Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Shatterhand ściągnęliby na siebie uwagę tych ludzi i zwiedli ich z tropu.
W tej chwili dotarli do miejsca, gdzie wąwóz, dążąc ku zachodowi, wciskał się w wyżynę. Znaleźli ślady poszukiwanych, ale wskutek mroku trudno było rozpoznać odciski. Zawrócili na prawo, wślad za tropem.
Wąwóz był w miarę szeroki i dosyć dostępny. Obaj jeźdźcy mimo ciemności posuwali się szybko naprzód. Konie, niepodkute, ledwo tętniły.
Naraz jakgdyby wąski wąwóz boczny rozbiegł się z lewej strony. Obaj jeźdźcy osadzili rumaki. Cżyż był to ów wąwóz, w którym rozbili obóz czterej poszukiwani?
Koń Winnetou zaczął grzebać kopytami ziemię i parsknął pocichu, co oznaczało, że zwierzę czuje coś obcego, a nawet wrogiego.
— Jesteśmy na właściwej drodze — oświadczył biały. — Jedźmy na lewo. Koń daje znać, że jest ktoś w głębi.
Po dziesięciu mniej więcej minutach powolnej jazdy wąwóz lekko skręcał. Skoro minęli skręt, zobaczyli w odległości stu kroków od siebie ognisko. W tem miejscu wąwóz rozszerzał się i tworzył jakgdyby zadrzewiony placyk, pośród którego biło z ziemi źródło, rozlewając swoją skąpą wodę na piasek.
Nad źródłem drzewa rozstąpiły się i utwo-

110