obyczajom twego plemienia, i siadaj spokojnie na miejsce. Przywykliśmy, ilekroć chcemy z kim mówić, sami nawiązywać z nim rozmowę. Czekaj zatem, aż będziemy uważali za stosowne zwrócić się do ciebie pierwsi.
— Wallahi! — wykrzyknął. — Chcecie, jak widać, podawać się za jakieś wybitne persony; ale ja powiem wam zaraz, kim jesteście naprawdę! Jesteście...
Skoczyłem na nogi, zbliżyłem się do niego twarzą w twarz i zapytałem:
— Kimże jesteśmy? Mów!
Mężczyzna stał z otwartemi ustami, wahając się z odpowiedzią. Pod naporem mojego wzroku zaczął zwolna cofać się krok za krokiem na swoje miejsce, na którem usiadł, nie mówiąc ani słowa. Ja również powróciłem na swoje miejsce, jakgdyby nigdy nic. W chwilę później Beduini wynieśli się, mierząc nas raz jeszcze groźnem spojrzeniem.
— Sihdi, ten miał nielada stracha! — zaśmiał się Halef. — Od początku zauważyłem, że to tchórz.
Strona:Karol May - Sillan III.djvu/81
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
79