biegnę za tobą, bo doprawdy nie wiem, pocobym tutaj pozostał.
— Może narażam się na niebezpieczeństwa, których tobie...
— Niebezpieczeństwa? Ty? — przerwał mi znów. — I ty żądasz ode mnie, ażebym cię zostawił bez opieki? Czy tego, doprawdy, żądasz ode mnie, effendi?
— Tak.
— A więc powiadam ci, że pójdę za tobą; nie opuszczę cię, nawet gdyby dziesięć tysięcy djabłów wyciągało ku tobie pazury!
Ponieważ tak mocno obstawał przy swojem, musiałem mu wyznać prawdę:
— Dlatego jeszcze proszę cię, abyś został, że usposobienie twoje jest dla mnie za żywe. Wiesz oddawna, że bywasz nieostrożny, co nam niejednokrotnie wyrządzało wielkie szkody. W każdym razie dla nas obu będzie bezpieczniej, jeżeli pójdę sam.
— O, sihdi, jakże głęboką udrękę sprawiasz mojej duszy! Co było, to przeszło; już dawno nie jestem tym lekkoduchem, za jakiego mnie masz, lecz rozważ-
Strona:Karol May - Sillan III.djvu/108
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
106