Strona:Karol May - Sillan I.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyciągnął nóż z za pasa. Halef rzekł spokojnie:
— Zostaw to bawidełko za pasem. Jeżeli mnie dotkniesz, trupem legniesz.
— Na Allaha — mówisz poważnie?
— Tak. Czy nie widzisz, co mój towarzysz trzyma w ręce? Zanim zdążysz podnieść nóż, kula utkwi w twej głowie!
Samo się przez się rozumie, że gdy tylko Pers wyciągnął nóż, ja uzbroiłem się w rewolwer. Wrzekomy mirza włożył nóż do pochwy i rzekł z wielką pewnością siebie:
— No, niewiadomo jeszcze, kto kogoby ubiegł. Jestem jednak gotów przebaczyć ci, jeżeli mnie przeprosisz.
Halef roześmiał się na całe gardło:
— Słyszałeś, sihdi, ja mam przepraszać, ja, Hadżi Halef Omar! Czy istnieje na świecie człowiek, któryby miał odwagę wypowiedzieć bezkarnie pod moim adresem tego rodzaju żądanie?
— Bezkarnie? — roześmiał się Pers. — Kimże jesteś, że w ten sposób do mnie przemawiasz?
— Kim jestem? Dowiesz się i zdę-

40