Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Doskonale! Otóż powiem ci, że łżesz! Możesz dla panów zapalić choinkę, ile razy ci się zechce, możesz pić z nimi wino, palić cygara, ale, ale...
Tu głos skoczył o całą oktawę i pani gospodyni podparta się pod boki.
— Ale dla kogo zapaliłeś drzewko, gdyś pod niem położył kiełbasę, babkę, ubrania i pieniądze? Dla kogo pan student deklamował piękny wiersz, którego każde słowo słyszałam? Franio skoczył na równe nogi.
— Kobieto — zawołał — podsłuchiwałaś?
— Tak — odparła z triumfującą miną.
— Gdzie?
— Tam, pod oknem.
— Pod tem oknem, gdzie stoi choinka?
— Tak, pod tem oknem!
— To się już chyba nie powtórzy!
— Nie? Dlaczegóż? Fora! Dom jest mój, okno jest moje i drzewko również do mnie należy; mogę więc patrzeć i słuchać, ile mi się podoba. Nic tu nie należy do ciebie, a mimo to śmiesz wyrzucać moje pieniądze, rozdarowywać moje rzeczy i chcesz mi jeszcze rozkazywać?
— Nie obrażaj mnie w obecności studentów, bo gotów jestem pokazać ci, co znaczy sapienti sat!
Franio nie rozumiał tych słów, tak samo jak pani małżonka. Mimo to zaimponowały rozgniewanej gospodyni. Chciał swą łaciną wykazać, że pod względem intelektualnym stoi wyżej od niej. Trudno wypowiedzieć, czy gospodyni zrozumiała ten zamiar, czy też w umyśle swym nadała słowu sat“ jakieś potężne znaczenie. Tak, czy inaczej, odpowiedziała:

51