Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chcąc z oczu naszych wyczytać, w jaki sposób zareagowalibyśmy, gdyby wybuchnął płaczem. Dzielny malec!
Modlący się starzec nie wyglądał teraz na żebraka. Szczyty wysokich gór pokrywał śnieg. Gdy śnieg starości ukoronuje człowieka, staje on się bliższy nieba. A bliskość nieba wzbudza w każdym człowieku pokorę. Modlący się drżącemi wargami o wejście od nieba starzec, cicho płacząca kobieta i walczący z naporem łez chłopiec stracili w mych oczach cechy żebraków, i zmuszali do zastanowienia nad słowami Biblii: Gdzie dwoje lub troje zbiera się razem w mojem imieniu, tam jestem pośród nich.
Spoważnieliśmy wszyscy; dziecinna wesołość prysła jak bańka mydlana. Wstydziłem się strasznie, że przed chwilą jeszcze zabijaliśmy wiedzę kiepskiemi dowcipami, podczas gdy po pokrytych śniegiem halach i połoninach wędrowała nędza i bieda.
Miałem wrażenie, że gospodarz odczuwa to samo; chcąc ukryć zmieszanie, chrząknął kilkakrotnie i rzekł:
— Dobrze, świętujcie tu swoje Boże Narodzenie! Pomogę wam i przyniosę ją tutaj.
Wyszedł do sieni; otworzył drzwi, prowadzące do mieszkania. Po chwili dowiedzieliśmy się, co miał na myśli, mówiąc przyniosę ją“, — zjawił się z choinką, obwieszoną świecidełkami i kawałkami niedopalonych świeczek. Rozpromieniony chłopak skoczył od stołu, ofiarując swą pomoc, którą chętnie przyjęliśmy.
Franio wyszedł za drzwi i wrócił po chwili, niosąc kilka części garderoby swojej i żony, zwój kiełbasy i babkę; dołączywszy do tego pięć guldenów, położył wszystko pod drzewkiem i rzekł:

39