Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przez strome, dzikie bezdroża gór, gdzie każdy nieostrożny krok wierzchowca mógł sprowadzić katastrofę.
Gdy zsiadł z konia, Szoszoni zajęli się Iltszim. Winnetou podszedł do mnie, usiadł obok i w głębokiem milczeniu zjadł kolację, nie zwracając wcale uwagi na to, że wszyscy czekali z niecierpliwością na jego słowa. Najadłszy się, spojrzał z uśmiechem dokoła i rzekł:
— Jeżeli bracia moi sądzą, że coś opowiem, to się mylą. Proszę, niech się położą spać, gdyż jutro czeka nas bardzo męcząca droga. Schwytamy Cornera i jego blade twarze. Możemy wszyscy położyć się spać; warty są zbyteczne; z wyjątkiem nas nikt nie zna miejsca, w którem obecnie przebywamy.
Słowa te rozczarowały słuchaczy; zapadło głuche milczenie. Towarzysze naszej wyprawy pożegnali się krótkiem „dobranoc” i pozawijali się w koce. Byłem pewien, że Winnetou ma mi coś do powiedzenia. Widocznie jakieś powody skłaniały go do milczenia. Fakt, że się jeszcze nie położył, był wskazówką, że mi coś zakomunikuje; nie ruszałem się więc z miejsca. Gdy wszyscy usnęli, zwrócił się do mnie w narzeczu Apaczów, by go nie zrozumiano, na wypadek, gdyby kto ze śpiących się obudził:
— Rzeczy mają się tak, jak przypuszczałem. Corner zna finding-hole Indjan plemienia Panaka. Nie ulega wątpliwości, że odkrył go sam lub za pośrednictwem któregoś z towarzyszów tylko dzięki przypadkowi. Gdy ślady ich zboczyły wczoraj w tym kierunku, byłem odrazu pewien, że nie chodzi tu o placer nad Stihi-Creek. Placer, leżący nad Stihi-Creek, dawno już wyeksploatowany został przez Wattera i Welleya.
— Skoro sprawa tak się przedstawia, — odparłem —

446