Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przeraźliwego bólu, przybrały tu kształt skał. Okrutna nienawiść zastygła w głazach granitu; nawet słońce, wszędzie radosne i pogodne, blednie tu ze strachu i staje się zimne. Jego bezbarwne promienie straciły swą siłę, nie czuliśmy wcale, że nas dotykają.
Mieliśmy przed sobą podwójne ślady: pozostawione przez Cornera i jego kompanję oraz te, które pozostawił Stiller. Jedne i drugie prowadziły na północ. Stiller chciał się spotkać z Szoszonami; ponieważ Winnetou oświadczył, że idą wzdłuż Marsh-creeku, który wpada do Green River, przypuszczaliśmy, że ślady pozostawione przez wierzchowca Stillera, zboczą lada chwila na zachód. Dziwnym zbiegiem okoliczności przypuszczenia nasze nie sprawdziły się. Wnosić z tego należało, że albo Stiller się nie zorjentował, albo też powziął nieogadnione dla nas postanowienie.
Pochłonięci odgadywaniem przyczyny niewytłumaczonego zachowania się Stillera, zauważyliśmy nowe ślady; szły od prawej strony. W pewnym punkcie krzyżowały się z dawnemi i szły dalej razem z niemi. Zsiedliśmy z koni, by odcyfrować ślady. Wskazywały na dwóch jeźdźców, którzy również się zatrzymali, by zbadać dokładnie trop poprzedni. Chodziło nam o ustalenie porządku śladów, a raczej czasu, w którym się poszczególne grupy poruszały. Okazało się, że pierwszy zjawił się tu Corner, za nim Stiller, po jakimś zaś czasie dwaj nieznani nam jeźdźcy. Corner tak nas wyprzedził, że nie mogło być mowy o tem, byśmy go dziś dogonili. Zresztą, miał znacznie lepsze konie, niż my. Pozostała trójka miała gorsze wierzchowce, byliśmy więc przekonani, że dogonimy ją jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Ślady wskazywały zupełnie dokładnie, że dwaj nieznajomi spo-

441