Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Żądam odpowiedzi! — rzekł rozkazującym tonem.
Milczenie.
— W takim razie pójdę sobie! Nie mam ochoty przebywać z ludźmi, którzy uznają tylko własną wolę. Poszukam Szoszonów. Gdzie są obecnie?
Pytanie to skierował do czerwonych, którzy siedzieli dokoła ogniska. Był tam i wywiadowca Tech, którego spotkaliśmy niedaleko Rzeki Mięsnej. Gdy żaden z Indjan nie dał odpowiedzi, Stiller wstał.
— Zostajecie tutaj, czy pojedziecie ze mną? — zapytał Amora Sannela, który mu dotychczas towarzyszył.
— Zostanę — odparł Samuel. — Cieszę się, żem spotkał Old Shatterhanda i Winnetou; nie chcę pozbawiać się tej przyjemności.
— Zostańcie więc z Bogiem... chciałem powiedzieć z całą kupą djabłów! Dam sobie radę i bez was!br> Podszedł do koni; po chwili usłyszeliśmy oddalający się tętent.
— Okropny uparciuch! — rzekł Sannel. Miałem z nim niemało kłopotu; jetem bardzo zadowolony, że się ulotnił.
Nie dziwiłem się zadowoleniu Sannela, dla mnie jednak była to sprawa niemiła. Przecież miałem do Stillera interes. Czyż mogłem pozwolić, by się odalił, zanim mu wszystko powiem? Winnetou pojął, o czem myślę, i dotykając mej ręki, rzekł:
— Niechaj brat mój pozwoli mu odjechać. Jest wolny, więc stało się to, czegośmy chcieli. I na tem koniec. Howgh!
Musiałem pzyznać rację. Bądź co bądź, Stiller obraził mnie. Gdyby nie obraza, byłbym go wezwał do zawrócenia z drogi, gdyż w każdym razie miałem obowią-

436