Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech pan pomyśli, mylordzie, co za wspaniały wypadek! — rzekł, — Mam wrażenie, że obojczyk jest złamany, wszystkie zaś muskuły nadwerężone. Naprzykład...
— Aorta — rzekłem żartobliwie.
— O nie! Chodzi mi przedewszystkiem o żyłę na szyi.
— Błagam pana, niech pan odłoży to opowiadanie do jutrzejszego ranka, gdy będziemy wyspani. Jakiś głos wewnętrzny mówi mi, że musimy się przedewszystkiem pokrzepić wypoczynkiem.
— Mój głos wewnętrzny mówi mi to samo. Dobranoc!
Dobrej nocy!

* * *

Następnego dnia, około południa, znaleźliśmy się między Big Sandy Creek River. Ślady prowadziły stąd na północny zachód, w kierunku New Forku. Teren stawał się coraz bardziej górzysty. Widać było, że Corner zna okolicę, posunął się bowiem naprzód najwygodniejszemi ścieżkami. Odcyfrowanie śladów nie przedstawiało wielkich trudności. Mam wrażenie, że o to nie dbał, pochłonięty pragnieniem najprędszego dotarcia do upragnionego celu. Stwierdzam z przykrością, że mu się to udało; miał konie lepsze od naszych, oczywiście, z wyjątkiem Hatatitli. Cóż jednak mogłem poradzić na swym świetnym rumaku wobec innych koni, których nie mogłem zostawić wtyle?
Jechaliśmy przez szerokie, rzadką trawą porosłe, zbocze górskie. W pewnej chwili daleko na horyzoncie po prawej ręce zauważyłem jakiś punkt ruchomy. Zatrzymałem nasz oddział, by go obserwować. Nie ulegało wąt-

419