Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dami sam, bez żadnej eskorty, by mi nikt nie zadarł tropów. Ty tymczasem załatwisz drugą sprawę. Trzeba koniecznie ustalić, co ze sobą zabrali; chodzi mi o konie, broń, żywność. Zarządź gruntowne śledztwo! Dopiero po ustaleniu, czego brakuje, będziemy mogli powziąć dalsze decyzje. Chwilowo to jedyne jest pewne, że puszczę się za nimi w pogoń. Przypuszczam, że mogę to uczynić i że Upsarokowie nie uważają mnie już za jeńca.
— Old Shatterhand jest wolny — odparł wódz.
— Doskonale! Jadę więc. Czekajcie na mój powrót.
Odjechałem w pełnym galopie, nie czekając na odpowiedź. Dotarłszy do miejsca, w którem natrafiłem na ślad zbiegów, jechałem dalej, z wzrokiem wlepionym w ziemię. Ślady prowadziły przez Pacific-Creek, a potem na Zachód do Little Sandy Creek. Przed Little Sandy Creek zapadł mrok; musiałem więc zawrócić. Byłem głęboko przekonany, że udali się dawną drogą do finding-hollu.
W obozie zakomunikowano mi złe nowiny. Nikt nie wiedział, w jaki sposób zbiegom udało się zwolnić z więzów. Podczas ucieczki nie było wpobiiżu ani jednego z pośród Indjan, tak Upsaroków, jak i Krwawych Indjan. Obozu nie pilnował żaden wartownik; wszyscy chcieli asystować przy pojedynku. Dzięki temu biali mieli dosyć czasu. Wyzyskali go sprytnie, by się odpowiednio wyekwipować. Zabrali z namiotu wodza broń. Ponadto wyszukali co najlepsze konie, między innemi wierzchowca Peteha i Jakonpi-Topy, kasztana Cornera i jeszcze dwa wspaniałe rumaki. Prócz tego zabrali z szałasu sporą ilość koców, prochu, ołowiu i mięsiwa.

416