Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

możność poruszania górną połowę ciała w prawo, w lewo i wtył bez opuszczania stanowiska. Groźny okrzyk wodza Kikatsów dał hasło do rozpoczęcia walki.
Peteh był znany jako doskonały szermierz na tomahawki, musiałem się więc mieć na baczności. Postanowiłem raczej dać się ugodzić, niż choćby na cal ustąpić z miejsca. Nie chciałem, by ktokolwiek mógł powiedzieć, że Old Shatterhand choćby myślą nie dopełniał warunków walki. Czy Peteh miał te same myśli i zamiary, okaże się za chwilę.
Wygłosił znowu pod moim odresem mowę, pełną obelg i gróźb. Skończywszy, czekał, bym coś odpowiedział; nie puściłem pary z ust. W odpowiedzi na to milczenie obrzucił mnie mianem tchórza, któremu strach więzi słowa w gardle, i wezwał do wykonania pierwszego rzutu. Udałem, że nie słyszę. Milczał przez chwilę, potem rzucił jeszcze kilka szyderstw. Gdym i teraz nic nie odpowiedział, chwycił za topór, by wykonać pierwszy rzut.
Ze sposobu, w jaki ujął tomahawk, zorjentowałem się, że mam przed sobą niebyłe jakiego przeciwnika, i nie spuszczałem zeń oka. Wydał przenikliwy okrzyk i wypuścił topór z ręki. Tomahawk przeleciał trzecią część drogi równolegle do ziemi, potem wzniósł się wgórę, wreszcie pochylił się ku swemu celowi. Nie ruszyłem się z miejsca, wyprostowany jak świeca — topór przeleciał bowiem o jakiś metr ode mnie, jednak dokładnie na wysokości głowy.
Rzut był niezgorszy; niektórzy z pośród czerwonoskórych, prawdopodobnie Krwawi Indjanie, nagrodzili

410