Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Odliczę sześćdziesiąt kroków, by Old Shatterhand mógł wykonać swój plan. Nie jest to nieuczciwością, gdyż dotychczas oszczędzałeś Peteha zupełnie świadomie. Żadnemu z was nie wolno ustąpić z miejsca. Jeżeli zostanie trafiony z powodu cofnięcia się, poniesie tylko karą za to, że nie postąpił według zasad walki.
Po tych słowach odliczył sześćdziesiąt kroków i zatrzymał się, jak się tego spodziewałem, w odległości dwóch metrów od drzewa. Peteh musiał stanąć po prawej stronie drzewa.
Sytuacja przedstawiała się następująco:
Każdy z nas miał po dwa tomahawki i mógł wykonać kilka rzutów. Pojedynek mógł się skończyć tylko w ten sposób, że jeden z walczących padnie. Ani Peteh, ani ja nie miał prawa zejść ze stanowiska przed zakończeniem walki. Wolno było tylko schylać się i odwracać przed uderzeniami. Nie wątpiłem ani chwilę, że trafię Peteha w pierwszym rzucie, jeżeli wódz Krwawych Indjan będzie stać na miejscu. Wiedziałem również, że jeżeli wbrew zakazowi zechce odskoczyć, będzie mógł ze względu na stojące po prawej stronie drzewo wykonać jedynie skok w lewo. Trzeba więc będzie skierować drugi tomahawk na lewo, i to tak daleko, jak daleko przypuszczalnie Peteh odskoczy. Nie była to rzecz łatwa, ale jako uczeń Winnetou nie wątpiłem na chwilę, że plan się uda.
Widzowie ustawili się po obydwóch stronach linji, której krańce tworzyliśmy. Ze względu na możliwość niebezpieczeństwa niebardzo na nas napierali. Jakonpi-Topa, który miał dać hasło do rozpoczęcia walki, stał we środku koła. Rozstawiłem nogi, wysunąwszy lewą nieco naprzód. Pozycja ta dawała mi podstawę do rzutu oraz

409