Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie słyszałem dalszych słów, gdyż oddaliłem się. Indjanie rozstąpili się; żaden nie próbował mnie zatrzymać. Oczywiście, poszedłem prosto do naszego szałasu, by zwolnić z więzów Carpia i Rosta; odzyskawszy swobodę ruchów, nie chciałem, by oni byli jej pozbawieni. Opowiedziałem przebieg narady, opuszczając tylko szczegóły, któreby ich mogły zaniepokoić.
Przeszedł ranek, minęło popołudnie; wódz nie pokazał się. By skrócić czas oczekiwania, spacerowaliśmy po obozie; wszędzie przyjmowano nas z atencją. Padały głośne słowa i okrzyki, skierowane przeciw Krwawym Indjanom. Były dowodem, że sympatje Gawronów są po naszej stronie. Nie trzeba chyba podkreślać, że wszystkie myśli skupiały się dookoła walki, która miała pod wieczór nastąpić. W obozie panowało wskutek tego niezwykłe podniecenie.
Indjanin uważa przygotowanie do walki za rodzaj zabawy. Przy tej zabawie zaprawia się jednak do sytuacyj poważnych. Poważanie i szacunek, jakiego zużywa czerwonoskóry wojownik, jest wprost proporcjonalny do ilości wrogów, których pokonał; nawet niebo w pojęciu Indjanina nie jest pokojem wiecznym, lecz krainą ciągłych walk i zwycięstw. Gdy dwaj malcy zmagają się ze sobą, otacza ich zwykle koło starszych, pobudzając okrzykami do walki. Podczas wojny między dwoma plemionami wrogowie niejednokrotnie przestają walczyć; nie atakują się nawzajem, by móc przyglądać się pojedynkowi dwóch wybitnych wojowników, reprezentujących ich plemiona. Wyniki tych zapasów komentowane są przez lata całe z takiem przejęciem i znajomością rzeczy, jakgdyby rozegrały się wczoraj.
Czemże były te wszystkie zapasy wobec oczekiwa-

394