Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Old Shatterhanr słyszał słowa swego przeciwnika; niech teraz sam przemówi!
Nadmieniłem już, że ręce związane nam bardzo słabo. Podczas przemówienia Peteha udało mi się oswobodzić jedną i drugą rękę. Wyciągając je, wstałem, potrząsnąłem ramionami i rzekłem:
— Mam mówić? Pshaw! Old Shatterhand zwykł odpowiadać czynami! Na godzinę przed zachodem słońca zjawię się na placu. Howgh!
Odwróciłem się, chcąc opuścić zebranie! Peteh skoczył na równe nogi i zawołał:
— Kto pozwolił temu psu na odrzucenie więzów? Niechaj go natychmiast zwiążą!
Zauważyłem, że Jakonpi-Topa zmieszał się nieco pod wpływem tego wezwania. Właściwie powinienem był pozostać w więzach do chwili rozpoczęcia pojedynku; nie miał jednak odwagi wydać takiego polecenia z chwilą gdym sam uwolnił z więzów. Chcąc go wybawić z kłopotu, odparłem w jego imieniu:
— Skoro wojownicy Upsaroków postanowili, że mam odzyskać wolność, wziąłem ją sobie! Żaden Upsaroka nie sprzeciwi się tej decyzji. A gdyby który z Krwawych Indjan odważył się wystąpić przeciw postanowieniu starych, mądrych wojowników, niech się zbliży i niech spróbuje spętać mnie na nowo. Oto rzemienie, oto moje ręce, Kto ma odwagę? Jestem gotów!
Nikt się nie ruszył.
Uff, niechże więc kujot chodzi tymczasem bez więzów! — zawołał wódz Krwawych Indjan. — Związałbym go sam, ale nie mogę tego uczynić. Zginąłby bowim pod udzerzeniem mych pięści, a stać się to ma przecież dopiero po południu.

393