Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dna krzywda nie powinna go od nich spotkać. I on i jego dwaj towarzysze są wolni. Mogą odejść, gdzie im się podoba, mogą wziąć i zatrzymać wszystko, co do nich należy. Ale Peteh, wódz Krwawych Indjan, który go wziął do niewoli, żąda jego śmierci i nalega, by śmierć ponieśli również dwaj jego towarzysze. Wojownicy Upsaroków nie mogą mu w tem przeszkodzić. Postanowiono tedy, że ma walczyć najpierw z Old Shatterhandem, potem zaś z obydwiema blademi twarzami. Peteh zażądał, by się odbyła sti — i — poka, walka na życie i śmierć. Zgodziliśmy się na to. Niechaj wybierze broń, niech oznaczy, z ilu części składać się ma sti — i — poka. Walka rozpocznie się dziś, na godzinę przed zachodem słońca. Trzeba jeszcze omówić warunki; wojownicy Upsaroków będą czuwać, by ich dotrzymano. Niechaj Peteh, wódz Krwawych Indjan, powie, czym dobrze mówił.
Po tem zapytaniu Peteh wstał i, przybrawszy możliwie najwynioślejszą minę, zrobił lekceważący ruch ręką i rzekł:
— Jam Peteh, wódz Krwawych Indjan. Dotychczas nie pokonał mnie żaden przeciwnik. Dotąd walczyłem jedynie z mocnymi, odważnymi nieprzyjaciółmi; dziś zmuszono mnie do rozprawy z tchórzliwym kujotem. Gdybym tego nie uczynił, pozwolonoby mu uciec i rozprzestrzeniałby wszędzie nieczystość, od której cuchnie. Dlatego zdławię go jednym chwytem ręki i rzucę trupa sępom na pożarcie. Z jego dwoma towarzyszami, którzy nie umieją ani szczekać, ani kąsać, stanie się to samo. Rzekłem!
Gdy usiadł na dawnem miejscu, Jakonpi-Topa zwrócił się do mnie:

392