Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Old Shatterhand nie powinien zapominać, pocośmy go tu wezwali. Niech wstanie!
Rzuciwszy dokoła badawcze spojrzenie, stwierdziłem, że zachowanie moje, doprowadzające do wściekłości Krwawych Indjan, cieszy Upsaroków. Dlatego odparłem ze spokojem:
— Nikt nigdy nie odważył się dawać mi podobnych rozkazów! Gdzież jest człowiek, który się odważy kazać mi stać, gdy chcę siedzieć?
— Ja ci rozkazuję, ja! — ryknął Peteh.
Nie zwracając nań uwagi, spojrzałem ze zdziwieniem na Kikatsę i zapytałem:
— Cóż to za głos słyszę? Przypuszczałem dotychczas, że przy ognisku wolno siedzieć tylko poważnym, powściągliwym ludziom. A tu nagle słyszę głos, podobny do głosu bawołu. Czy Jakonpi-Topa dopuści do takiej mowy na zebraniu, w którem biorą udział roztropni, doświadczeni mężowie? Czy Old Shatterhand wstanie, czy też dalej będzie siedział, — to zależy wyłącznie od niego. Czyż można z tego powodu tracić spokój i równowagę, które są najwyższą ozdobą każdego wojownika?
Peteh poczuł się z pewnością zawstydzony. Nadając głosowi spokojny, wyniosły ton, rzekł:
Uff! Niech siedzi, niech stoi; nie patrzę na niego! Zato później powalę go tak, że już nigdy nie wstanie!
Zabrał głos Jakonpi-Topa, nie każąc mi już wstawać:
— Wojownicy Krwawych Indjan wydali nam Old Shatterhanda, którego udało się im schwytać, w tym celu, byśmy się naradzili nad jego losem. Mędrcy plemienia zeszli się i wynieśli następującą uchwałę; Old Shatterhand był zawsze przyjacielem Upsaroków i dlatego ża-

391