Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wa jest ważniejsza, niż przypuszczałem, być może, że stary wódz, Avaht-Niah, sam przybędzie, mimo iż liczy już ponad osiemdziesiąt zim.
— Jakże się zachowa?
— Mam nadzieję, że się z tobą na prośby wodza Apaczów pogodzi, jeżeli, oczywiście, przyznasz się do popełnionego błędu i dasz zadośćuczynienie za wojowników, którzy zginęli na palu męczeńską śmiercią. Gdy tego nie uczynisz, dojdzie do krwawej rzezi, w której stracisz większą część ludzi.
Uff!
— Wiem, co mówię. Pamiętaj, że Winnetou jest sprzymierzeńcem Szoszonów. Jego przebiegłość i umiejętność prowadzenia hufców do zwycięstwa równoważy siłę setek wojowników; wiesz o tem również dobrze, jak ja. Umie zastawiać sidła na wroga, jak nikt na świecie.
— Ucierpiałbyś jednak na tem.
— Jakto?
— Gdyby Winnetou wystąpił wrogo przeciw nam, musielibyśmy potraktować jako wroga jego przyjaciela i brata.
Pshaw!
Uff’ Śmiejesz się? Więc sądzisz, że to niemożliwe?
— Ależ przeciwnie! Byłaby to jednak głupota, gdyż Winnetou pomściłby się srodze. Zresztą, nie pora teraz o tem mówić.
— Racja! Do chwili otwarcia zgromadzenia jesteś związany słowem. W dniu narady zwiążemy cię, nie przypuszczam więc, byś mógł uciec i zaszkodzić nam u Szoszonów..

380