Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wie Upsaroków wykopali topór wojny w przekonaniu, że Szoszoni zastrzelili sześciu ich ludzi?
— Tak — odparł Jakonpi-Topa, który nie mógł się jeszcze pogodzić z nagłem zjawieniem się wodza.
— Gdzież to się stało?
— Nad ujściem rzeki Salbei do Sweetwateru.
— Któż to powiedział wodzowi Kiktasów?
— Naoczny świadek w osobie starego wojownika Innua-Nehma, Długiej Strzelby.
— Ten starzec skłamał! Winnetou wie lepiej, jak się rzecz miała. Wśród Szoszonów, którzy byli rzekomo mordercami, była również blada twarz imieniem Nana-po?
— Tak.
— Ten Nana-po jest jeszcze więziony, gdyż jego biała squaw chce go wykupić zapomocą strzelb?
— Tak.
— Opowiem, jak to było. Nana-po kupił u Szoszonów partję skór, które miał odesłać wodą. Wraz z sześcioma blademi twarzami załadował skóry w szereg pak. Awaht-Niah, wielki i ostrożny wódz Szoszonów, dał im jako osłonę czterech wojowników. Po rzece Sweetwater dopłynęli do Salbei-Creeku. Tam się zatrzymali, by się udać do Rattle Seake Range. Nana-po jechał na przodzie karawany w otoczeniu czterech Szoszonów i koni, obładowanych skórami; sześć bladych twarzy pozostało wtyle, by nałowić ryb na wieczerzę. Przy połowie ryb napadła na nich czereda Indjan, polująca w tych stronach. i wycięła wpień całą szóstkę. Popełniwszy morderstwo, chcieli po ograbieniu trupów ruszyć śladami koni, obładowanyih towarem. W tym samym czasie na Sweetwaterze pojawiło się kilka czółen; sześciu Upsaro-

372