Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dobrze! Mówiąc o strzelbach, przypuszczam, że Nana-po dopuścił się winy, którą trzeba okupić. Powiedziałem jednak już przed chwilą, że wina nie jest jeszcze udowodniona i że trzeba sprawę zbadać. A teraz rzecz najważniejsza: posła powinno się traktować jako człowieka wolnego, a jam jeniec. Nie mogę mówić o strzelbach, dopóki ne odzyskam wolności!
Uff! — zawołał zaskoczony niespodziewanym argumentem.
— Tak — ciągnąłem dalej. — Jeżeli zgromadzenie nie zwróci mi wolności, nie będę wcale mówić o strzelbach. Rzekłem, a co mówi Old Shatterhand, jest niewzruszone. Howgh!
Indjanie są mistrzami w ukrywaniu uczuć; Jakonpi-Topa starał się więc nie okazywać, że słowa moje wprawiły go w zakłopotanie. Po chwili rzekł:
— Old Shatterhand nie powinien skarżyć się i narzekać. Przecież oswobodziłem go z więzów. Choć nie mogę nic przeciw postanowieniu zgromadzenia, dam mu jeszcze jeden dowód, że go nie uważam za naszego jeńca, a tylko za chwilowego jeńca Krwawych Indjan.
Otworzył przywieziony przed chwilą worek. Leżały w nim strzelby Carpia, Rosta, Shepparda, Cornera, Egglego, i starego Sachnera; prócz tego mieścił w sobie broń różnego rodzaju i resztę przedmiotów, które jeńcom zabrano.
— Ponieważ oddano nam jeńców, musieliśmy do czasu zwołania zgromadzenia zdecydować się na zabranie ich własności — oświadczył wódz. — Niechaj Old Shatterhand weźmie, co do niego należy! Później zapadnie decyzja, czy wolno mu to będzie zatrzymać.
Nie trzeba chyba podkreślać, że nie czekałem na

364