Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc jesteś wysłańcem tej squaw?
— Tak.
Uff, uff! Ktoby to pomyślał, gdy cię przywleczono jako jeńca! Jestem gotów posłuchać, co powie Old Shatterhand o strzelbach, których żądam.
Patrzał na mnie niecierpliwie; uśmiechnąwszy się uprzejmie, odparłem.
— Wiem, że Jakonpi-Topa, wódz Upsaroków, siedzący, naprzeciw mnie, chciałby wiedzieć, co mam do powiedzenia; niestety jednak, muszę go poprosić o cierpliwość.
— Dlaczego?
— Przy wykupie jeńca wykupujący musi naprzód wiedzieć, czy jeniec zasłużył na niewolę. Musiałbyś mi pozwolić zbadać rzecz całą.
Uff! — odparł niechętnie.
— Musiałbyś się również zgodzić, bym pomówił z Nana-po.
Uff, uff!
— Słuchaj więc uważnie, co ci powiem. Gdybym nawet zapłacił strzelbami, uczyniłbym to tylko jeden raz.
Zaakcentowałem specjalnie pięć ostatnich słów. Zrozumiał mnie ale mimo to zapytał:
— Jak Old Shatterhand to rozumie?
— Wydałbym strzelby w tym jedynie momencie, w którymby mi wydano jeńca.
— Czy Old Shatterhand przypuszcza, że mógłbym go wywieść w pole?
— Mnie z pewnością nie. Ale razem z Nana-po było jeszcze parę innych bladych twarzy. Gdzież są?
— Tego nie wiem.

363