Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

głych miastach bladych twarzy, że Gawrony ciągną przeciw Wężom. Jeżeli biali dowiedzieli się o tych zamiarach, dlaczegóż nie mieliby się o nich dowiedzieć Węże?
Uff! — rzekł stropiony.
— Nie ulega wątpliwości, że uzbroją przeciw wam przeszło tysiąc wojowników. Dlatego powiedziałem, że pomoc Apacza raczej wamby się przydała, niż mnie.
— Jakże mógłby nas bronić, skoro jest przyjacielem naszych wrogów?
— Jest przyjacielem wszystkich czerwonych, tak samo, jak ja. Pozostaje nim nawet wtedy, gdy czerwoni są w niezgodzie. Z największą przyjemnością pogodziłby was z Szoszonami.
Wódz odżegnał się gestem ręki i rzekł:
— Pokój z Szoszonami? Wykopaliśmy topory wojny, ponieważ Węże pomordowały naszych wojowników; tylko krew może zmazać zbrodnię. Jakże więc mówić o pokoju! Gdyby nawet podwójna ilość Szoszonów ruszyła przeciw nam, nie przelęklibyśmy się ich, bowiem wódz tych ludzi, Wagare Tey, jest młodym psem, nie umiejącym kąsać.
— Nie zapominaj, że choć najwyższy wódz Szoszonów, Awaht-Niat pozostał w domu przez wzgląd na podeszły wiek, nie ulega wątpliwości, iż udzielił młodemu wodzowi rad i wskazówek.
— Czemże są doświadczenia innych, gdy się ich nie przeżyło na własnej skórze? A wodzowi Apaczów radziłbym, by i podczas naszej wyprawy trwał na stanowisku, o którem mówiłeś; przyjaźń dla wszystkich czerwonoskórych. Skoro stanie po stronie Szoszonów, a więc przeciw nam, nie będzie już przyjacielem czerwonoskórych, lecz naszym wrogiem; od tej chwili nie mógłby li-

360