Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tonwood. Noc spędziliśmy nad Crooksereckiem otoczeni od południa górami Green, od północy — wzgórzami Granitowemi. Tego wieczora trzymano mnie tak daleko od Carpia i Rosta, żem nie mógł się nawet porozumieć z nimi ruchem głowy. Gdy mnie następnego ranka przywiązano do konia, byli już obydwaj wraz z eskortą za rzeką.
Do południa jechaliśmy w kierunku zachodnim. Minąwszy rzekę Sweetwater i Antelope Hill, zbliżyliśmy się do przełęczy South. U ujścia rzeki Hillow do Sweetwateru rozbiliśmy obóz.
Dziś również nie miałem sposobności zbliżenia się do towarzyszy. Niepokoił mnie stan Carpia. Było bardzo zimno, na górach leżał śnieg. W innych warunkach zachwycałbym się wspaniałym krajobrazem górskim, obecnie byłem na to nieczuły. Następnego dnia przeprawiliśmy się przez przełęcz South i ruszyliśmy wzdłuż Pacific Creeck. Około południa zauważyłem, że gotuje się coś ważnego. Związano mnie jeszcze mocniej; do czterech ludzi, którzy mnie pilnowali, dodano jeszcze dwóch. Z oczu mych zniknął cały orszak, jadący przede mną. Wywnioskowałem z tego, że się zbliżamy do celu. Byłem sam w otoczeniu sześciu Krwawych Indjan. Peteh pośpieszył z resztą, by dotrzeć przede mną do obozu Gawronów i przygotować ich na przybycie ważnego jeńca.
Komuś innemu na mojem miejscu, serce biłoby mocniej; ale ja byłem zupełnie spokojny. Właśnie minęliśmy wąską kotlinę, gdy padł strzał. Rozległ się on wśród skał dziesięciokrotnem echem. Był to strzał z mego „pogromcy niedźwiedzi” — poznałem go po dźwięku. Strzelił Winnetou, dając znak, że się znajduje

344