Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szeregu parwdopodobnych i mało prawdopodobnych faktów, by się wreszcie dał przekonać, że trzeba jeszcze poczekać.
Okazało się, że Corner nie utrzyma się na koniu. Po krótkiej naradzie postanowiono zbudować prom i przetransportować go na nim. Pozostawiono przy nim czterech ludzi. Mieli go dostarczyć do ujścia Sweetwateru; główny oddział postanowił jechać brzegiem rzeki.
Przed ruszeniem w drogę doszło do pewnego starcia z mym wierzchowcem. Nie trzeba chyba podkreślić, że Indsmani przywłaszczyli sobie nasze dobre konie, przeznaczając dla nas najgorsze habety. Posadzono nas na nie i przywiązano do siodeł. Peteh był zachwycony moim karym wierzchowcem — Hatatitla stał spokojnie i dał mu usiąść w siodle. Jedno moje słowo wystarczyłoby, by i nadal słuchał nowego pana. Ponieważ słowa tego nie wypowiedziałem, ogier dał dwa susy, których go nauczyłem, — i wódz zwalił się na ziemię. Oszołomiło go to w pierwszej chwili; zawstydzony i upokorzony, dosiadł rumaka raz jeszcze w przekonaniu, że się już teraz utrzyma w siodle. Ale zleciał znowu. To doprowadzziło go do takiej furji, że o mały włos nie zastrzelił Hatatitli. Nie chcąc, by Peteh powtarzał swój eksperyment w nieskończoność, zbliżyłem się nieco do ogiera na swej szkapie i rzekłem półgołsem: „Szehvis!”
Ogier zaczął srzyc uszami. Byłem teraz pewien, że nie pozwoli nikomu się dosąść. Gdy wódz wyciągnął rękę, zaczął kąsać i wierzgać. Podeszli inni wojownic, by pomóc Petehowi. Rumak stanął dęba i rozpędził ich. Nie dał się ująć za cugle. Gdy wszystkie wysiłki okazały się daremne, wódz kazał mnie zwolnić z więzów, następnie polecił mi zejść ze szkapy i dosiąść swego ru-

342