Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie, Nie obrażaj mnie! Nie chcę powiedzieć nic innego, niż powiedziałem; powinieneś wiedzieć, że tego rodzaju pomyłka jest u mnie wykluczona. Najlepiej, nie pytaj o ludzi, z którymi nic nie chcę mieć do czynienia!
— Dobrze! Pomówimy więc o tobie. Pozwolisz?
— Owszem. Nie mogę ci jednak opowiedzieć nic pocieszającego. Jakiś zły duch opętał ojca, który żądał za wszelką cenę, bym się poświęcił nauce, mimo że nie miałem ku temu kwalifikacyj. Chciałem zostać stolarzem lub ślusarzem; gdybym to był uczynił, stałbym się zupełnie innym człowiekiem. Od dzieciństwa przepadałem za krajaniem, wycinaniem, piłowaniem; że miałem ku temu zdolności, dowodzi choćby skonstruowana przeze mnie kłódka bezpieczeństwa, którą zabrałem na naszą wyprawę świąteczną. Twoja to wina, żem jej nie mógł użyć!
— Moja? Jakto?
— Zgubiłeś śrubki. Od tego czasu nie powierzyłem nikomu żadnego ważnego przedmiotu na przechowanie. — Gdym cię utracił, nauka zaczęła iść jeszcze oporniej. Łacina i greka doprowadzały mnie do rozpaczy; inne przedmioty sprawiały mi też nieprzezwyciężone trudności, siedziałem więc w jednej klasie po kilka lat. Wśród łez i szlochów błagałem nieraz ojca, by położył kres mojej męce; nie chciał ustąpić. Dopiero naskutek perswazyj nauczycieli zabrał mnie nareszcie z gimnazjum, ale o nauce rzemiosła i teraz nie wolno mi było nawet pisnąć... Przeznaczył mnie do służby administracyjnej; dostałem się na posadę miejską w charakterze pisarza. Dzięki niesłychanemu roztargnieniu przełożonych nie mogłem na niej wytrwać dłużej, niż dwa miesiące. Wpakowano mnie zkolei do kancelarji adwo-

305