Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

despotyczna postawa działała niemniej silnie, jak rewolwer. Corner spuścił rękę z pasa, ale rzekł groźnie:
— Człowieku, powaliłeś mnie koniem! Rozumiesz, co to znaczy?
— Chłopie, chciałeś mnie uderzyć! Rozumiesz, co to znaczy? — odparł Winnetou.
Pshaw! I czemże jest uderzenie Indjanina? Te łotry zasługują tylko na baty.
— Czy i Winnetou, wódz Apaczów?
Na dźwięk tego imienia cała piątka wytężyła słuch.
— Tam do licha! Czy to ma znaczyć, żeś ty Winnetou, wódz Apaczów? — Zawołał Corner.
— Jestem nim!
— Jeżeli to prawda, dam się... Do pioruna! Tak, to on! To przecież jego sławna strzelba ze srebra. A to kary Iltszi. Wobec tego możesz jechać dalej. Nie uczynimy ci nic złego!
Uff! Nie uczynicie nic złego Winnetou, wodzowi Apaczów? — zapytał, czyniąc lekceważący ruch ręką. — Dwanaście kul czeka na was, a ta blada twarz zapewnia łaskawie, że mi się nic nie stanie! Winnetou jeździ, gdzie i kiedy chce; teraz pozostanie tutaj, gdyż ma z wami do pomówienia. Podniosłeś na niego rękę i nazwałeś psem! Kimże ty jesteś? Kim wogóle może być blada twarz, której nazwisko brzmi Corner?
— Co? Wiesz, jak się nazywam?
Psahw! Winnetou zna nazwiska wszystkich pięciu! Ludzie, nazywający się Corner, Eggly i Sehppard, kradną cudze nuggety i zabijają ich prawych właścicieli. Jesteście smrodliwemi kujotami; nie warciście moich kul; mam je tylko dla uczciwych ludzi. Zdepcę was kopytami mego konia.
Po tych słowach wsunął obydwa rewolwery za pas santillo. Nie widząc broni w ręku Winnetou, łotrzy uzyskali tupet.

284