Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czterej pozostali jeźdźcy zatrzymali się również. Patrzałem tylko na Carpia; na widok Winnetou na twarzy jego zjawił się wyraz podziwu. Winnetou zbliżał się wolno od prawej strony; zatrzymawszy konia, obrzucił białych obraźliwie obojętnym wzrokiem i rzekł::
— Pięć bladych twarzy! Uff! Niechaj odstąpią nabok, bym mógł przejechać!
— Odstąpić nabok? — roześmiał się Conier. — For stame! Za żadne skarby świata nie ustąpię przed czerwonym łobuzem! Bierz nogi za pas. czerwonoskóra małpo, albo dostaniesz pięścią w pysk.
Pshaw! — brzmiała krótka, niesłychanie pogardliwa odpowiedź Apacza.
— Psie, odpowiadasz słowem pshaw? — wrzasnął Corner. — Oto zapłata!
Chcąc doskoczyć do Winnetou, spiął konia ostrogami i podniósł pięść, by uderzyć.
Tszah! — zawołał Winnetou do ogiera.
Ogier zrobił potężny skok i zwarł się z kasztanem; po chwili kasztan zwalił się wraz zjeźdźcem na ziemię. Powalony rumak zerwł się szybko na równie nogi; trudniej poszło Cornerowi. Zgubił gdzieś strzelbę i chciał sięgnąć do pasa po broń; ale Winnetou chwycił błyskawicznym ruchem za oba swe rewolwery i zawołał groźnie:
Oto pięć bladych twarzy, a w moich rękach dwanaście strzałów. Jeżeli którakolwiek z bladych twarzy wyciągnie rękę po broń, otrzyma kulkę w łeb!
Biali znali prawa i zwyczaje Dzikiego Zachodu, według których ten jest zwycięzcą, kto pierwszy zawładnie bronią palną. Winnetou nie zawołał tradycyjnie: „hands up!“ był pewien. że i bez rozkazu podniosą ręce do góry. Pewna siebie,

283