Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Proszę o kwadrans cierpliwości — odparł kelner. — Potem proszę spojrzeć na podwórze.
Po upływie tego czasu zjawił się na podwórzu na wcale możliwym kasztanie, i wykonał kilka skoków ściśle według reguł jazdy; Winnetou wezwał go do siebie i kazał, by na jutro rano zaopatrzył się we wszystko, czego potrzeba do drogi. Poczciwiec omal nie oszalał z radości, i popędził jak wicher, by gościom hotelowym opowiedzieć o swem wielkiem szczęściu.
Ze schodów zawrócił, otworzył raz jeszcze drzwi naszego pokoju i rzekł wśród głębokich ukłonów:
— Mylords! Upewniam was, że to najpiękniejszy dzień mego życia. Niech mi będzie wolno oświadczyć, że głos wewnętrzny mówi mi, iż nigdy nie będziecie żałować swej tak zaszczytnej dla mnie decyzji! — —


∗             ∗

W trzy tygodnie później znaleźliśmy się pośród gór Albany, ciągnących się na południowy wschód od Wyomingu. Na północy wynosił się szczyt Comical Peak, za nami ciągnęły się wzgórza Squaw, daleko na horyzoncie ciemniały kontury Reev-Peaku i Laramie-Peaku. Na lewo ginęły w dalekiej perspektywie szczyty pasma górskiego Jelm i Sheep, na prawo zaś od nich rysowała się ledwie dostrzegalna linja Elk-Mountainu. Przemierzaliśmy szeroką, niezwykle płodną równinę Laramie; celem naszym było Lake-Jone, u którego brzegu chcieliśmy przenocować.
Dla informacji czytelników zaznaczam, że ubranie, kupione w St. Joseph, zostawiłem u pani Stiller z prośbą, by również i przysyłane dla mnie z St. Louis honorarja autorskie kwitowała i inkasowała.

240