Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie wspomniałem słowem, żem ich obdarował, gdyż Winetou, jak i ja, nie znosił rozpływania się nad sobą.
Mimo, że zawsze okazywał bliźnim, zarówno białym, jak czerwonoskórym, wiele współczucia, mimo, że nieraz karku nadstawiał w obronie innych, nigdy nie wspomniał o tem ni słowem. Zdaniem jego, dobrodziejstwa, wyświadzczone biedakom, wyświadcza się właściwie wielkiemu, dobremu Manitou. Nie wolno więc opowiadać nikomu o stosunku swym do Najwyższego.
— Mąż tej squaw zwie się Nana-po? Słyszałem już niegdyś to imię. Nana-po, Nana-po... mam, mam! Zaopiekował się pewnym wojownikiem plemienia Sambierów, który spadł ze skały, i pielęgnował go tak długo, dopóki Sambier o własnych siłach nie mógł powrócić do domu: słyszałem to zjego własnych ust. Kto tak postępuje wobec obcych, ten musi być dobrym człowiekiem i nie powinien ginąć na palu. Porwiemy go, jeżeli, oczywiście, żyje jeszcze. Teraz chodźmy! Niechaj nikt nie wie, żeśmy tu raz jeszcze szukali i coś znaleźli.
Na podwórzu stał tłum ludzi. Wiadomość o naszej obecności w hotelu rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Kochane, ciekawe „ptaszyny“ już się zleciały, i wiedzieliśmy doskonale, że nie opuszczą nas aż do chwili odjazdu! Winnetou zamknął stajnię i włożył klucz do kieszeni, chcąc przynajmniej koniom zapewnić należny spokój.
Chcieliśmy się udać do sali jadalnej, gdzie czekał na nas Stiller. Właśnie wychodził, by nas poszukać. Oświadczył, że matka wzywa go, by zaraz wrócił, gdyż stało się coś niezmiernie ważnego, i prosi, bym również z nim przybył.
— Czy jest kto w jadalni? — zapytałem.
— Sala pełniusieńka! — rzekł z uśmiechem. — Niema, gdzie szpilki włożyć. Przed hotelem również tłum ludzi. Wszyscy chcą zobaczyć Winnetou i Old Shatterhanda!

233