Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gwoździ; by usunąć deski, złodziej powyciągał gwoździe. Oczom naszym ukazało się wnętrze szafy; ujrzeliśmy również wkręcone do połowy śruby. Sytuacja przedstawiała się dosłownie tak, jak przewidział Winnetou: w braku klucza złodziej nie otworzył zamka skrzyni, lecz dobrał się do niej ztyłu przez odkręcenie śrub.
— Zdumiewające, zdumiewające! — zawołał szeryf.
— Ktoby to przypuścił! — dodał Watter.
Gospodarz trącił go lekko w bok i rzekł uszczypliwie:
— Cóż pan powie teraz o swej wielkiej mądrości, mr. Watter? Któż to jest „zupełnem zerem“? Któż to postępował jak dureń, któż to dał się spić prayermanowi i zasnął, że nie słyszał hałasu w sąsiednim pokoju? Chcieliście opuścić mój hotel z powodu mr. Shatterhanda; w głupocie swojej omal nie naraziliście na szwank jego imienia. Nie wstrzymuję was, gdyż nie potrzebuję takich gości. Zrozumiano?
Watter nie odpowiedział ani słowem. Winnetou ciągnął dalej przerwane przez gospodarza wywody:
— Złodziej podawał złoto wspólnikowi, stojącemu na dole, w jakiemś naczyniu, które spuszczał po sznurze.
— Nie potrzebował żadnego naczynia — oświadczył Watter. — Złoto leżało w mocno związanych paczkach — Skądże pewność, że podawał je przez okno?
Nic nie mówiąc, Winnetou wskazał na kilka leżących na podłodze nuggetów oraz na smugę złotego pyłku, biegnącą w kierunku okna.
— Ach, a więc jedna paczka była otwarta! Tak, z pewnością! Więc trzy osoby mnie okradły! Prayerman — niech go djabli porwą! — i jeszcze jakichś dwóch, których wcale nie znam! Będę go szukać, a gdy znajdę...
Nie słyszałem dalszego ciągu, wyszedłem bowiem wraz z Winnetou, który uważał swoją rolę za skończoną. Na dole

228