Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odróżnia się winę od nieuczciwości; pomówimy również o tem, że nie należy traktować prawdziwych gentlemanów, jak łobuzów. W rezultacie może jeszcze kto znajdzie się pod pułapem...
— Człowieku! Już tego wystarczy, bym panu kazał nałożyć kajdanki. Jeżeli nie...
Przerwał i spojrzał ku oknu, od którego szedł odgłos kopyt końskich. Ukazały się dwa wspaniałe rumaki, osiodłane na sposób indjański; na jednym z nich siedział Indianin. Chcąc ujrzeć, co się dzieje w pokoju, jeździec pochylił się w siodle tak głęboko, że długiemi ciemnemi włosami omal nie dotykał ziemi. Gospodarz podbiegł doń, i po chwili usłyszeliśmy niski głos Indsmana;
— Czy to hotel? Czy mieszka tu mój brat, Old Shatterhand?
— Old Shatterhand? — zapytał zdumiony gospodarz. — Czy miał przybyć do Weston?
— Tak. Przybył tu wczoraj. Hotel pański cieszy się w mieście opinją najlepszego, przypuszczam więc, że tu zajechał. Jestem Winnetou, wódz Apaczów.
— Winnetou, Winnetou, Winnetou! — rozległo się z ust wszystkich, i wszyscy pośpieszyli ku oknu. Co do mnie, wybiegłem w kilku susach przed dom.
— Bądź powitany, bracie mój, Winnetou!
— Szarlih, bracie mój, podaj mi rękę!
Spojrzawszy z zadowoleniem na moje nowe ubranie, ciągnął;
— Mój przyjaciel Szarlih będzie musiał zdjąć strój bladych twarzy i wejść zpowrotem w skórzaną powłokę. Mamy jednak czas do jutra. Jakże się czujesz w tym hotelu?
— Hotel ponętny, ludziom, którzy w nim mieszkają, też nic nie mam do zarzucenia. Ale w tej chwili przebywa w nim

215