Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

policja, zginęła bowiem skrzynia nuggetów i pewna blada twarz twierdzi, że złodziejem jestem ja!
Uff! Old Shatterhand złodziejem! Czy blada twarz nie poprosiła cię natychmiast o przebaczenie?
Każde nasze słowo można było usłyszeć w pokoju; zmrużywszy więc nieco powiekę, — był to znak umówiony, który Winnetou wlot zrozumiał, — odparłem;
Nie. Mimo moich zaprzeczeń twierdzi dotąd, że jestem złodziejem. Szeryf wierzy mu i przed chwilą groził mi nawet okuciem w kajdany.
Uff, uff, uff! Kajdany na rękach Old Shatterhanda? Niech brat mój idzie przodem; za chwilę podążę za nim.
Zmrużenie powiek było umówionym znakiem: oznaczało, że chcemy jakąś śmieszną napozór sprawę traktować poważnie i rzeczowo. Na twarzy Winnetou ukazała się na chwilę błyskawica uśmiechu; trwało to moment, poczem rysy zastygły w pozornym gniewie. Zrozumiałem, co oznaczają słowa: „za chwilę podążę za tobą“, i wróciłem do pokoju, nie zamykając drzwi za sobą.
Obecni w pokoju nie stali już przy oknie. Wiedzieli, kim jestem, i patrzyli na mnie inaczej, niż przed chwilą. Zdziwienie ich jednak doszło do punktu kulminacyjnego, gdy w sieni rozległ się dźwięk kopyt, a potem przed drzwiami stanął na koniu sam Winnetou. Pochylił się, by wjechać do pokoju, zatrzymał rumaka i, przyjrzawszy się każdemu z obecnych jasnemi, wspaniałemi, podobnemi do gwiazd oczyma, zapytał:
— Która z bladych twarzy jest szeryfem?
— To ja — odparł zapytany tonem tak pokornym, jakgdyby stał przed obliczem koronowanej głowy.
— A więc to ty, ty — rzekł najwspanialszy z Indjan głosem, w którym brzmiała nuta litości, — odważyłeś się nazwać złodziejem Old Shatterhanda, mego sławnego brata, przed któ-

216