Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzyszach. Nie można wprawdzie powiedzieć, że czegokolwiek zaniedbałem; tak zwany przypadek nie jest właściwie przypadkiem, lecz rezultatem nieznanych okoliczności. Jeżeli jednak prayennanowi uda się uciec, cały mój spryt nie zda się na nic i nie dowiem się zapewne, jakich to ludzi ci dwaj chcą zaciągnąć do finding-holu.
Stiller był uszczęśliwiony, że jest w mojem towarzystwie. Nie uważał się za świadka, lecz za współuczestnika niezwykle ciekawego zdarzenia, którego dotychczasowy przebieg doprowadzał go, oczywiście, do pasji. Nie rozumiał, dlaczego się ociągam z wymienieniem swego nazwiska. Zapomniał, że lytko dzięki znajomości tego nazwiska siedzi tu obok mnie jako niezbyt pożądany towarzysz. Skoro stanie się głośnem, kim jestem, wszyscy mieszkańcy Weston, którzy słyszeli coś o mnie i o Winnetou, staną się takimi nieodłącznymi naszymi towarzyszami!
Szeryf wrócił po upływie bardzo długiego czasu. Przypuszczenia moje okazały się słuszne; noworodek się nie zjawił. Odpowiadając na moje spojrzenie, urzędnik rzekł:
— Sir, proszę się nie śmiać!
— Wcale się nie śmieję.
— Ależ owszem — wyczuwam to.
— Nie ma pan racji. Nie śmiech mnie zdejmuje, a ciekawość. Może zechce mi pan powiedzieć, czy prayerman udał się na spoczynek do swego pokoju?
— Wypraszam sobie podobne żarty! Uciekł; napróżno uganialiśmy się za nim po przedmieściach.
— Czy był w pokoju, gdyście weszli do oficyny?
— Tak, ale zamknął się.
— Trzeba było otoczyć drzwi i okno.
— Uczyniliśmy to; podszedłszy jednak do okna, znaleźliśmy je otwarte; wyskoczył przed chwilą.

213