Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pshaw! Znam ten karabin.
— No, no! Mam wrażenie, że pan uważa się za znawcę wszystkich rzeczy nieznanych.
— Zobaczymy zaraz, czy i pan nie jest nim przypadkiem. Słyszał pan może kiedyś o niejakim Amorze Sannelu?
Niespodziewane to pytanie oszołomiło go w zupełności. Pobladł jak trup, po chwili jednak odzyskał panowanie nad sobą, i odparł niepewnym nieco głosem:
— Nazwisko to jest mi zupełnie — — zupełnie nieznane!
— Niechże się pan więc dowie, że Amor Sannel jest, a może był myśliwym — poszukiwaczem futer. Strzelałem często z jego karabinu, który obecnie należy do pana. Stąd te cztery celne strzały. Ludzie w rodzaju Amora Sannela nie sprzedają i nie darowują takiej broni za życia, należy więc przypuszczać, że albo mu ją skradziono, albo przeszła w cudze ręce po jego śmierci. Cóż pan na to?
— Nic. Czekam na dowód, że karabin mój był własnością Amor Sannela.
— Nic łatwiejszego! Przecież wyryte tu jest jego nazwisko!
— Popatrz, popatrz! Wyryte? No, no! Panie i Panowie! Przyjrzyjcie się dokładnie tej broni! Dam się powiesić, jeżeli znajdziecie na niej jakieś imię!
Karabin zaczął krążyć z rąk do rąk. Nikt nie zauważył ukrytych znaków. Wskazując na obydwa łożyska, rzekłem:
— Złodziej, a może i morderca, z pewnością oglądał dokładnie ten karabin. Byłby głupcem, gdyby w rysunku kwiatów nie zauważył nazwiska. Po dokładnem przyjrzeniu się zauważycie państwo, że poszczególne linje tworzą litery A i S, co daje inicjały Amor Sannela.

199