Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Publiczność odpowiedziała nieludzkiemi rykami i śmiechem. Gdy się nieco uciszyło, Watter zawołał:
— To jakiś skończony warjat! Cchąc wygrać, musiałby przecież cztery razy pod rząd wziąć po dwunastce!
— Uczynię to też.
Halloo! Ależ to prawdziwy obłęd!
Pshaw! Mam wrażenie, żeście wszyscy ślepi. Musiałem przecież zbadać stan karabinu. Mogłem odrazu, pierwszym strzałem, zrobić dwanaście punktów, uważałem jednak, że to zbyteczne wobec tak marnego strzelca, jakim jest prayerman. Człowiek, który w zawodach poprzednich, traktowanych serjo, zrobił na pięć strzałów tylko pięćdziesiąt pięć punktów, powinien słowo „gamoń“ skierować pod własnym adresem! A więc uwaga! Teraz wszystko pójdzie znacznie prędzej, niż dotychczas.
Wystrzeliłem — kula przebiła tarczę tuż obok czarnego koła; następny strzał padł jeszcze bliżej środka, trzeci i czwarty w sam środek tarczy. Ryzykowałem wiele, licząc, że wszystkie cztery strzały będą celne; ale istnieją strzelcy, do których i ja na szczęście należę, którzy, że się tak wyrażę, wyczuwają, jaki będzie dany strzał. Można ich porównać z dobrymi graczami bilardowymi, którzy wiedzą, że zrobią sto punktów pokolei. Gdy taki gracz jest w „sztosie“, można być pewnym, że swoją setkę zrobi. Pierwszy lepszy drobiazg mógł wpłynąć na celność moich strzałów; jakiś głos wewnętrzny mówił mi jednak, że mogę ryzykować, a wiara w zwycięstwo niemało w tych wypadkach pomaga.
Zachowanie publiczności zmieniło się teraz zasadniczo. Z początku panowała głęboka cisza, potem zerwała się istna burza oklasków, którą jednak zupełnie zlekceważyłem. Pani Stiller wręczyła synowi czterdzieści dolarów, ja zaś podsze-

197