Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak, by pokazać, jak strzela człowiek, który, będąc zerem, chce udzielać rad człowiekowi tak doświadczonemu, jak ja! — dodał Watter. — Przyprowadźcie go tutaj!
Kto inny uważałby to, co zaszło, za szczyt kompromitacji; mnie to bawiło. Udając zakłopotanie i niezadowolenie, pozwoliłem otaczającej publiczności popychać się naprzód. Zainteresowanie zawodami doszło teraz do kulminacyjngo punktu. Zwycięzca, który w pięciu strzałach zrobił 55 punktów, stawiał dwieście dolarów! Publiczność prowadziła ożywione rozmowy; wśród śmiechów i żartów na temat rezultatu walki zaczęto się tłoczyć dookoła prayermana. Gdy mnie ujrzał obok siebie, roześmiał się szyderczo i zawołał:
— No, jest pan nareszcie, panie, panie... Jakże się pan u licha nazywa?
— Mayer — odparłem.
— Tak, Mayer, Mayer! Chodzi jednak nie o Mayera, a o to, by strzelać do celu. A więc stanie pan do zakładu; hę?
— Ależ, ależ... — odparłem lękliwie — przecież nie mam strzelby.
Strzelby? To doskonałe! Słyszeliście, messurs? Powiedział, że nie ma strzelby. Ha, ha, ha! Zaraz temu zaradzimy, mr. Mayer! Będzie pan strzelał z mojej strzelby, ha, ha, ha! Zgoda?
— Tak, — przecież muszę...
— Racja, musi! Nie wykręci się pan! A więc stawiam dwieście dolarów. Jeżeli mnie pan pobije, pieniądze należą do pana; ta lady je panu wypłaci: Zrozumiano?
Yes.
— Czy mamy losować, kto strzela pierwszy?
Yes.
— A może ja zacznę!
Yes.

194