Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziś rano stwierdziłem, że prayerman z namiętnością zażywa tabaki; w przeciągu krótkiego czasu, podczas którego miałem sposobność go obserwować, wpakował do nosa jakieś dwadzieścia porcyj. Zacząłem szukać dalej i znalazłem dalsze ziarna tabaki; tworzyły ledwie dostrzegalną linję, idącą przez cały pokój, od drzwi do okna. Nie ulegało wątpliwości, że prayerman, zdenerwowany nieobecnością towarzysza, chodził z kąta w kąt, zażywając obficie tabaki. A więc kelner się mylił! Niech mówi, co mu się podoba, prayerman był tu na pewno!
Wyszedłem, zamknąłem drzwi, postawiłem lampę na biurku swego pokoju, zgasiwszy ją przedtem, zamknąłem pokój na klucz, zeszedłem nadół i powiesiłem klucz w portjerni na tym samym gwoździu, na którym wisiał przedtem. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że prayerman zabrał go potajemnie, by czekać na sprzymierzeńca w niezamieszkałym pokoju. Skąd jednak się dowiedział, który to klucz, i dlaczego nie umówił się ze wspólnikiem w swoim pokoju, w oficynie? Może dlatego, by służba nie zwróciła uwagi na tajemne spotkanie?
Co teraz począć? Usiąść w sali jadalnej i uważać na prayermana? Nie, to mogłoby zwrócić jego uwagę, a zresztą, nie znoszę smrodu i zaduchu przepełnionych lokali. Pisać? Nie będę w stanie zebrać myśli, skupić się. Postanowiłem wyjść na miasto i raz jeszcze przemyśleć całą sprawę, tak ważną i tak równocześnie zawiłą.
Znalazłszy się na ulicy, spojrzałem w okna sali jadalnej. Nieznajomy, którego podejrzewałem o tajemną styczność z prayermanem, ulotnił się gdzieś; prayerman, siedzący w towarzystwie Wattera, podniósł w górę szklankę, chcąc się trącić z towarzyszem biesady. Czy zamierza upić go do utraty przytomności? Wyrwałem kartę z notesu i napisałem:
— „Mr. Watter! Niech się pan stara nie upić. Proszę uważać na nuggety“.

184